Nine Inch Nails czyli "DziewięcioCalowe Gwożdzie" ...mówi Wam to coś?

Chyba najważniejszy band mojego życia.Od kiedy zobaczyłem ich skandalizujący koncert na Woodstock 94 (transmitowany na żywo w TVP2) to pokochałem od razu.
Niesamowity show ubabranych w błocie kolesi grających w narkotycznym transie i rozwalający sprzęt Trent Reznor krzyczący - Fuckin' Pigs!...To było to!

Choć metalu słucham już kupę lat ,to NIN zrobił na mnie większe wrażenie niż wszystkie thrash,death i blackowe kapele.A NIN to przecież nie jest metal...

Energia,klimat i tajemnicza aura a wszystko to przy dżwiękach wykraczających poza wszelkie znane wtedy ramy.Totalne pionierstwo i odpał na maxa!

A tak w ogóle to jako pierwszy zabił mnie kawałek "Reptile" w wersji live z Trentem zgiętym wpół z gitarą powieszoną na szyi i dotykającą zarazem podłogi.A ciężarem i monolitycznym riffem nie powstydziłby się chyba żaden deathowy zespół ;)
Przy "Something I Can Never Have" można było odlecieć (zupełnie jak we fragmencie z indiańskim szamanem z soundtracku "Natural Born Killers" którego Trent był też producentem) i ponownie zginąć przy "Closer"czy "March of the Pigs"...

Można by tak pisać godzinami o NIN,jest to niewątpliwie jeden z najważniejszych bandów w historii muzyki.Bez dwóch zdań.

P.S.Ciekawostka - Trent Reznor jako jeden z pierwszych w showbiznesie po odejściu z macierzystej wytwórni płytowej ostatnie dwa wydawnictwa czyli "Ghosts I-IV' i "The Slip" wydał własnym sumptem i udostępnil za darmo w internecie - i dodał,że to podziękowanie dla fanów za wspieranie go przez cały czas i że chciałby być fair wobec słuchaczy naciąganych przez cały biznes muzyczny.

Oficjalna strona:
http://www.nin.com/